26.03.2023 20:47
PIERWSZE W SEZONIE
18 MARCA 2023
Pierwszo-sezonowe wyjazdy mają to do siebie, że mocno ekscytują. Zwraca się uwagę na każdy szczegół. Na to jak obciska kurtka, jak spasowane są rękawice, jak dolega kask, do którego musi przyzwyczaić się głowa i kark.
Moskwa została poskładana. Myślałem, że to Smok ruszy pierwszy z leża, ale to jak zwykle mała 125 wiedzie prym w ratowaniu mnie od mozolnego dojeżdżania do pracy komunikacja miejską.
Poza wymianą przekaźnika rozrusznika, wymieniłem też klocki hamulcowe i płyn tegoż układu, gdyż przyszła na to najwyższa pora.
Zmontowałem wszystko i sprawdziłem, czy motocykl skręca i hamuje. Pozostało tankowanie, mycie i dopompowanie opon. W tym celu wybrałem się na najbliższą stację i myjkę. Szykowanie się do wyjazdu robiłem powoli na nowo odczuwając ciężar kasku i dopasowanie kurtki poskrzypującej przy każdym ruchu zestawem ochraniaczy. Skupiałem na tym uwagę. W szczycie sezonu wszystko to powszechnieje, nie ma znaczenia, przechodzi w stan codzienności i umyka uwadze, która jest notorycznie rozpraszana czymś ważniejszym. Na starcie, przed pierwszym wyjazdem jest krótki moment na to by rozgościć się w swoim motocyklowym ja na nowo.
Moskwa odpala bez problemu. Ruszam i skupiam uwagę na wszystkich dźwiękach. Muszę na nowo nauczyć się tych, które towarzyszyć mi będą przez całą wiosnę do późnej jesieni, by móc rozróżniać je od tych niepożądanych.
Ręce i nogi wiedzą, co robić. Pamięć mięśniowa działa. Duża ilość uwagi wędruje zwojami nerwowymi do zmysłu wzroku, który musi na nowo przyzwyczaić się do operowania w zakresie, jaki wyznacza wizjer w kasku. Jestem ostrożny, choć pobudzony. W mózgu zalega myśl o tych, którzy kończą sezon ledwie go rozpoczynając. Pierwszy wyjazd to rekonesans. Niektórych ulic Moskwa może nie poznawać. Jedne wyremontowano inne zieją pozimowymi dziurami.
Operowanie gazem, sprzęgłem i hamulcem jest płynne, naturalne jak mruganie. Nieco inaczej jest w zakrętach. Tu mózg musi znów przyzwyczaić się do wychyleń ciała i śledzenia toru jazdy. Wiosna to przejście ze stanu zasiedzenia w stan zmienności i dynamiki.
Odkręcam mocniej i czuję jak uśmiech nie może zmieścić się pod kaskiem.
Pytam siebie, czego właściwie mi brakowało?
Skoro to już. Jestem znów na motocyklu. Na maszynie, która wyznacza credo mojego życia.
Nie potrafię jednak odpowiedzieć. Jeśli jestem w stanie żyć ponad pół roku bez jazdy, to zapewne mógłbym żyć bez niej w ogóle. Jednak z pewnością straty jakościowe w takiej egzystencji były by porażające.
Moskwa trzęsie się i wibruje. Słyszę szum kostek na oponach trących o asfalt. Czuję ciepło słońca i pęd naciskającego na mnie powietrza. Czuję zapachy; mokrej gleby – gdyż ktoś właśnie przewala tłuste zwały ziemi traktorem, zapachy ogniska – liści i gałęzi – pewnie działkowcy zaczęli porządki na działkach. Czuję też gęste cząstki stałe wyrzucane z tłumików innych pojazdów.
Myślę o dalekim wyjeździe. Widzę w nim moskiewskie zegary, przed nimi nitkę ciemnego asfaltowego szlaku. Gdzieś w tych marzeniach drwię z cen paliw, bo spalanie w Romecie to stała w moim motocyklowym światku, która nie zmieni się na gorsze. I za chwilę błądzę wzrokiem po sylwetce Smoka. Zatem wyjazdy muszą być, co najmniej dwa, by i jedna i druga maszyna mogła nakreślić swoją historię.
Podobno dziś pokazały się pierwsze motyle – cytrynki. Lekkie i chaotyczne w locie. Są szczególnie piękne, bo jeszcze nie spowszechniały, nie opatrzyły się zupełnie jak pierwszy wyjazd w sezonie, gdzie szczegół nie tonie w przesycie ogółu.