02.04.2023 12:39
DROGA | FRAGMENT #1
I Podczas gdy ja spisuje
te słowa, mój motocykl stoi obok. Oboje jesteśmy zamknięci
w pokoju w którym żyję, odpoczywam, upijam się, kocham,
nienawidzę, zasypiam i budzę się rano wstając do pracy. To
niewielki metraż zagracony dodatkowo działającymi i
niedziałającymi radioodbiornikami produkcji polskiej i
radzieckiej, które mówiły głosem Wolnej
Europy. Serwisowanie motocykla
w mieszkaniu, w pokoju, sprzyja jeszcze większemu zagraceniu i
tak części motocyklowe leżą obok książek, walczą o terytorium z
aparatami, migrują niekiedy do kuchni i łazienki. Słowem -
motocykl przeprowadza ekspansję na te kilkadziesiąt metrów
kwadratowych, które dzielę jeszcze z dwiema kobietami i
trzema kotami. Równowaga jest bardzo delikatna. Kiedy
mój motocyklowy mikrosystem zaczyna przekraczać pewne
granice pozwalające na bezkonfliktową koegzystencję, dochodzi do
niegroźnych starć, które mają na celu przypomnienie mi o
warunkach, które mi postawiono, kiedy ogłosiłem, że
motocykl musi jakiś czas stać w mieszkaniu. Ruchem dłoni przesuwam
szaro-aluminowe pokrywy membran olejowych. Wydają z siebie dziwny
szeleszcząco - brzęczący dźwięk. Zaznaczają swoją obecność, lecz
ostatecznie uchylają się i mogę dosięgnąć kubka z kawą. Motocykl
wącha suszące się obok niego pranie. Od dwóch miesięcy
wzajemnie przyswajamy sobie swoje zapachy. On dobrze poznał już
moją i Jej woń, bo od czasu do czasu rzucamy na niego ciuchy.
Krzesło z pewnością jest mu wdzięczne, gdyż wykorzystanie
motocykla, jako wieszaka z pewnością je znacząco
odciąża. My z kolei
przywykliśmy już do tłustego, stalowego zapachu części i
płynów, które są naturalną wonią każdego
spalinowego pojazdu. Co ciekawe, mi dłużej zajęło przyswojenie
tej ciężkawej woni. Ona twierdzi, że ma znacznie słabszy węch ode
mnie i motocyklowe wyziewy zupełnie Jej nie drażnią. Śmiało, więc
mogę powiedzieć o zupełnie szczęśliwym zbiegu okoliczności. Nawet
koty zaakceptowały obecność Smoka i tylko od czasu do czasu
wspinają się po aluminiowym rusztowaniu ramy i usiłują drapać
opony. Można by pomyśleć, że
dla większości motocyklistów, motocykl w domu to
spełnienie jakiegoś cichego, nieco perwersyjnego marzenia. Z
pewnością, jeśli ktoś dysponuje większą liczbą kwadratowych
metrów, może czerpać przyjemność ze swojego okazu
postawionego w salonie. My z kolei, żyjemy na zasadach kruchej
ugody, która niesie za sobą próby umiejętnego
zarządzania przestrzenią. Jesteśmy niczym kostka
Rubika. Wszystko dlatego, że nie posiadam
miejsca, gdzie bezpiecznie mógłbym serwisować motocykl.
Narzędzie – dziecko Drogi zamieszkało, więc wraz z nami
dopóki nie będzie gotowe wrócić na jej
łono. Droga – to o
niej chcę pisać. Naznaczyła mnie i podczas jednej z wypraw na
drugim mniejszym motocyklu uświadomiłem to sobie tak silnie, że
wywarło to na mnie ogromne wrażenie. Uczucie graniczące z
osiągnieciem oświecenia lub nirwany. II Pierwsze Drogi,
którymi podążał człowiek, były Drogami migrujących
zwierząt. Były Drogami prowadzącymi do bezpiecznego schronienia,
pewnego wodopoju. Nie były określone za to określały byt
człowieka. Ludzie wędrowali, więc nie próbowali wytyczać i
ujarzmiać Drogi. Człowiek nosił w głowach pierwsze mapy znanych
okolic. Wytyczał szlaki za pomocą charakterystycznych dla okolicy
punktów odniesienia. Potężna skała, zwalone drzewo, zakole
rzeki. Pierwsze Drogi próbowano uwieczniać na ścianach
domostw w postaci malowideł, czy na łatwym w obróbce
piaskowcu. Ciekawość sprawiła, że Droga musiała przybrać jakiś
konkretny kształt. Stać się czymś zobrazowanym, a później
opisanym. W pewnym momencie człowiek porzucił koczownictwo, za to
zainteresował się wymianą handlową. Pojął, że Drogę można
pokonywać nie tylko na własnych stopach, ale także za pomocą
zwierząt. Skoro już miał sprzymierzeńca do szybszego
podróżowania, wyklarowała się potrzeba stworzenia Drogi.
Pierwsze szerzej znane Drogi były szlakami handlowymi, jak Szlak
Bursztynowy. Wytyczano takie Drogi umownie i one same nie miały
dziś znanej nam formy. Dbano by szlak był w miarę przejezdny i
oczywisty. W miastach Drogi szybciej stały się nawierzchniami o
zdecydowanie konkretniejszej formule. Droga stała się czymś
prestiżowym. Dobrze zbudowane ciągi ulic i Dróg posiadały
w zasadzie tylko duże dobrze prosperujące miasta. Droga stała się
statusem łączącym na przykład królewskie grobowce –
piramidy z okolicznymi świątyniami. W Grecji na Krecie pojawił
się bruk, którego początki sięgają 2500 lat p.n.e. Ur
i Suzę Droga połączyła około 2000 roku p.n.e, z kolei
Babilon uświęcił Drogę nadając jej miano procesyjnej „ulicy
–którą – oby –nie – kroczył
– żaden – wróg.” . Owa Droga, według
źródeł miała powstać około 650 roku p.n.e. z cegieł
połączonych asfaltem. Człowiek rozpoczął eksperymenty z rodzajem
nawierzchni i tak na przykład Grecy stworzyli drogi koleinowe,
posiadające specjalne wyżłobienia, w których pracowały
koła powozów i rydwanów. Greckie rozwiązanie mocno
kojarzy się z ówcześnie funkcjonującą siecią
szlaków kolejowych. Przemyślano, bowiem nawet rozjazdy i
bocznice, które umożliwiały bezpieczne mijanie się
pojazdów. Prym w długości
budowanych Dróg wiedli jednak Rzymianie. To oni określili
ujednolicony system tworzenia brukowanych ciągów
komunikacyjnych, który tylko w niewiele zmienionej formie
stosuje się dziś. Rzymianie budowali swoje słynne Drogi warstwo z
zastosowaniem solidnego fundamentu. Dzieło Rzymskich Dróg
rozciągało się na ponad 300 tysięcy kilometrów, obejmując
nie tylko teren Italii, ale również podbitych prowincji.
Pierwsza rzymska Droga łączyła Rzym z Kapuą, a nadano jej miano
Via Appia. Szczątkowe fragmenty tej Drogi można przemierzać po
dziś dzień. Śmiertelne dla
rzymskich, rozległych szlaków komunikacyjnych, okazało się
Średniowiecze. Po upadku Imperium, Drogi zostały stopniowo
porzucane, zaniedbywane, aż w końcu o nich zapominano. Ludzie na
powrót zaczęli korzystać z półdzikich
gościńców, drewnianych grobli i tylko w większych
miastach, starano się o Drogi dbać, gdyż jak dawniej podnosiły
status okolicy. O tym jak ważna jest
Droga w procesie cywilizacyjnym człowieka, może świadczyć
wybudowanie przez Inków około dwudziestu trzech tysięcy
kilometrów Drogi, po której nie poruszały się
skomplikowane pojazdy kołowe. Inkowie przemieszczali się pieszo,
natomiast towary transportowano na objuczonych lamach. Drogi
cywilizacji inkaskiej nie posiadały jednej utartej formuły.
Wykuwano je w skałach, brukowano, tworzono nawet schody na
niektórych odcinkach. Konstrukcja szlaku komunikacyjnego
zależała od rodzaju terenu, w jakim ją wytyczano. Nie mniej
główne Drogi otrzymały miano Traktu Królewskiego.
Do dziś zachowały się ślady po zbudowanych przez Inków
Drogach. Obecnie nie są już używane, mimo wszystko jednak dobrze
odznaczone, zarówno w terenie, przez który
przebiegały jak i w historii drogownictwa. Droga – można
odnieść wrażenie, wytyczona, określona, odcięta od reszty
krajobrazu – wydaję się być bezpieczniejsza. Bardziej
przyjazna dla pielgrzyma, kupca, czy podróżnika. Zboczenie
z Drogi, zagubienie Drogi – oznacza niewidoczne
niebezpieczeństwo i ryzyko. Kiedyś często oznaczało śmierć,
ponieważ podróżni nie posiadali dokładnych map i nie
czuwały nad nimi satelity, dziś zagubienie Drogi wiąże się
zazwyczaj ze straconymi nerwami i czasem. Pierwsze mapy były
zupełnie prymitywne, ogólnikowe. Te dużo cenniejsze ludzie
nosili we własnych głowach. Częściej niż dziś ich umysły były
zainfekowane siatkami rozdroży, na których leżały znane
budowle, stare kamienie milowe, czy wiekowe drzewa, które
pomagały wyznaczyć kierunek. Nocą można było liczyć na
przewodnictwo gwiazd, które przecież; niezaćmione,
niegasnącym obecnie, sztucznym światłem, jaśniały w mroku
znacznie mocniej.